Dane płynące z Niemiec, czyli największej gospodarki europejskiej, są bardzo niepokojące. Kraj ten odnotował największy roczny spadek produkcji przemysłowej od dekady – skurczyła się w czerwcu o 5,2 proc. w skali roku. „Przemysł jest pogrążony w kryzysie” – skomentował niemiecki minister gospodarki. Z przemysłu złe dane pewnie szybko przeniosą się na usługi.
Przeniosły się już na Polskę, dla której Niemcy są głównym partnerem gospodarczym. Zaraziły nasz przemysł, który też rozczarował. Słabe okażą się zapewne także dane z innych krajów europejskich, a eksperci już mówią o wysokim ryzyku światowej recesji.
Skąd te obawy? W gospodarce kryzysy przeplatają się z okresami dobrej koniunktury. Obecna trwa już dziesiąty rok po światowej recesji z lat 2008–2009. To najdłuższy okres nieprzerwanej koniunktury od czasów II wojny światowej, a przecież drzewa nie rosną aż do nieba...
W ciągu ostatnich 2-3 lat wzrost gospodarczy jeszcze przyspieszył, a bańki na rynkach giełdowych i nieruchomości nabrzmiały. Potrzebny jest tylko impuls, by wszystko pękło z hukiem, a gospodarki weszły w recesję.
Takim impulsem może być bezumowny brexit, który wprowadziłby chaos gospodarczy do Europy, ale przede wszystkim wojna handlowa Waszyngtonu z Chinami. Włóżmy między bajki opowieści wielu ekspertów o niezwykłej odporności Państwa Środka. Choć „Chincyki trzymają się mocno”, jak pisał (pisownia oryginalna) ponad wiek temu Wyspiański, i korzystają z rezerw walutowych, dewaluują juana, odpowiadają Waszyngtonowi metodą cios za cios, ich gospodarka z pewnością mocno obrywa. Oficjalne statystyki Pekinu mówią co innego, ale wiarygodność tych danych jest, delikatnie mówiąc, niewielka.